FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum forum bloga FAMINE Strona Główna
->
Historie dzieci z Afryki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Blog
----------------
Sprawy bloga
Sondy
Forumowicze
----------------
Rozmowy
Przedstaw się
Forum
Pomóż!!!
----------------
Kliknij!
Fundacje
Świat | Problemy
----------------
Galerie
Artykuły
Historie dzieci z Afryki
Fakty
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
roowan
Wysłany: Czw 10:57, 18 Paź 2007
Temat postu:
Mam nadzieje ze są jeszcze szczęśliwe.
Vickey
Wysłany: Czw 12:11, 27 Wrz 2007
Temat postu:
Gdybyś przeżyła to co oni też byś się tak zachowała. A to że nie wieszasz jakiegoś opako0wania na ścianie to normalne.... dla nich było to coś nadzwyczajnego
Io
Wysłany: Czw 11:51, 27 Wrz 2007
Temat postu:
Piękna historia... Najbardziej wzruszył mnie fragment o opakowaniach które dzieci zawiesiły na ścianach...
W porównaniu do nich jestem zepsuta do bólu.
Vickey
Wysłany: Pon 19:48, 24 Wrz 2007
Temat postu: Dramatyczne spotkanie
Pewnego razu do naszego ośrodka zgłosił się dwunastoletni chłopiec wraz ze swoim rodzeństwem. Drobny, wychudzony, nie wyglądał na swoje lata. Prosił o pomoc - nie dawał już sobie rady.
Rodzice nie żyli, a było ich w domu sześcioro. Najmłodsza dziewczynka miała trzy latka. Dzieci były w strasznym stanie - brudne, schorowane, wygłodzone. Umieściłyśmy je w szpitalu, aby je wyleczyć i odżywić. Później wróciły do domu, ale często przychodziły do naszego ośrodka. Za każdym razem szły po dwie godziny na piechotę.
Kiedyś pojechałam je odwiedzić. Ich dom stanowił niewielki pokoik o wymiarach może dwa metry na półtora. Na klepisku były tylko liście. Na trzech kamieniach, które pełniły funkcję paleniska, stał garnek z zimnymi, wysuszonymi resztkami jedzenia. Postanowiłyśmy znów zabrać rodzeństwo do szpitala. Najstarszy chłopiec pobiegł do sąsiadów po wodę. Przyniósł jej ok. półtora litra i w tej ilości wody umyła się cała szóstka.
Ponownie wybrałam się do nich przed samym wyjazdem do Polski. Były trudne warunki, padał ulewny deszcz, samochód grzązł w błocie, niejednokrotnie musiałam zbierać gałęzie i podkładać pod koła, aby ruszyć z miejsca. Ale akurat tego dnia coś mnie tknęło, aby zajrzeć do tych dzieci. Na miejscu spotkałam jednego chłopca z tej rodziny, może siedmio-ośmioletniego. Poznałam go od razu. Przebywał w gromadzie podobnych sobie zaniedbanych brudasków. Zauważyłam, że jest bardzo gorący. Zmierzyłam mu temperaturę - miał 41 stopni gorączki. Oczywiście nikt się nim nie zainteresował. Wiadomo, jak to jest, gdy dzieci żyją bez matki. Czym prędzej zabrałam go do samochodu, aby żywego dowieść do szpitala.
Ale w spotkaniach z tymi dziećmi był też moment radości. Gdy zajrzałam do ich pomieszczenia, ujrzałam znak naszej obecności. Opakowania po rzeczach, które im ofiarowałyśmy, były zawieszone w formie ozdób na ścianach. Wzruszyło mnie, że te dzieci nie wyrzuciły, nie spaliły tych opakowań, ale zostawiły je na pamiątkę. W butelce po oleju zasadzony był kwiatek z naszego ogrodu. Te maluchy potrafiły tak pięknie wyeksponować otrzymane od nas drobiazgi. Na ścianach przybite były gwoździkami obrazki Pana Jezusa, Matki Bożej, a także Dzieciątka, które ofiarowałyśmy im przed świętami Bożego Narodzenia.
Opowiedziała s. Marta Litawa SAC
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin